6.3.14

Home Sweet Home

Chciałabym być minimalistką, ale mam przeczucie, że w tym wcieleniu to się może nie udać.

Ilekroć zabieram się do zrobienia porządków wśród otaczających mnie przedmiotów odzywa się we mnie sentymentalna kolekcjonerka muszelek i kamyczków. Z większością ubrań już się uporałam a było z czym, bo po powrocie z Nowego Jorku miałam tyle ciuchów, że mogłabym zapełnić nie jedną a kilka szaf. Co też ostatecznie się stało, bo po selekcji większość ubrań przeprowadziła się do szaf moich sióstr, kuzynek i koleżanek. Mam nadzieję, że te wszystkie delikatne bawełny, jedwabie, kaszmiry i wełny z merynosów w nowych domach są dobrze traktowane. Zażywają letnich kąpieli w delikatnym szamponie i że nigdy nie będzie im dane zobaczyć metalowego bębna pralki automatycznej.

Moją małą słabością są przedmioty. Wyprawa na pchli targ kończy się tym, że zawszę coś się przypałęta; to koń, to małpa albo jakiś naszyjnik z pereł.

Lampę kupiłam na pchlim targu na Manhattanie od miłego starszego pana, który zaręczał, że funkcjonuje i rzeczywiście do dziś świetnie mi służy. Jaguar przyjechał w walizce z Niemiec, a świeczniki to emigracja z Francji - prezent od siostry. Biały koń jest Włochem a czarny pochodzi z Tajlandii. Lubię tę moją menażerię, towarzyszy mi już od kilku lat, ale jest jeden mankament: przeprowadzki są prawdziwym koszmarem.



Photos by Gray Cat Can Fly & Richman